I tu się rodzi pytanie... czemu?? Słaba płaca, nudna praca, a może szef - buc??
Prawdopodobnie każdy z powyższych przykładów stanowi jakiś powód, kwestia polega na tym co zwykły pracownik może z tym zrobić.
Speakerzy radiowi co tydzień, wytrwale i nieustannie przypominają nam o kolejnym, nadchodzącym i serdecznie znielubionym poniedziałku. I tak tydzień w tydzień.
Niezadowolenie z pracy, równa się brak, satysfakcji z wykonywanych obowiązków, co z kolei jest równoznaczne ze złym nastrojem tuż po pracy... i tak koło się zamyka, a więc wniosek napływa tylko jeden - warto działać w kierunku poprawy sytuacji na lepsze, aczkolwiek zadanie faktycznie nie należy do najłatwiejszych.
Nierzadko wina leży rzeczywiście po Naszej stronie, co ewidentnie związane jest z Naszym permanentnym lenistwem, lecz co wtedy, kiedy my się rzeczywiście staramy, a ktoś inny czerpie z tego bezpośrednie korzyści - pomimo że brzmi to pewnie znajomo, nie mam tutaj na myśli zwykłej relacji szef - pracownik, raczej pracownik - pracownik?
Czasami - poza tym, że nie lubimy naszej pracy tak po prostu - pojawia się dodatkowo jeszcze inny czynnik zewnętrzny, który bezpośrednio podwaja - lub potraja - naszą niechęć do pracy. Zazwyczaj jest to osoba - współpracownik - "kolega/koleżanka" - z pracy, która dzięki jakiemuś dziwnemu zrządzeniu losu, bez najmniejszego wysiłku, ani wkładu własnego, osiąga w pracy więcej, niż nam się to nie udało w znacznie dłuższym czasie. Plotki krążą jak to w każdej szanującej się firmie, w związku z czym i nam się "obiły o uszy" pewne, wewnątrz - środowiskowe "zażyłości", które dodatkowo podwajają niesmak z pracy. Nerwy zwykle puszczają, ale oczywiście nie w pracy, a raczej w domu, w stosunku do przyjaciół, psa czy rodziny.
Problem uważam jest i to niemały, lecz czasem otwarta walka nie ma sensu, bo przecież "nie ma ludzi niezastąpionych", niemniej jednak bezmyślne brnięcie w niewygodnej dla nas sytuacji, także nie jest idealnym rozwiązaniem.
Aby się do końca "nie dołować", zwłaszcza kiedy personalnie czujemy się już kompletnie przegrani, warto szukać wyjścia z sytuacji.
Niestety, czasem najlepszym rozwiązaniem jest się albo "przystosować", albo po prostu zmienić pracę - oczywiście nie z dnia na dzień. Pamiętajmy, "co nas nie zabije to nas wzmocni" - przynajmniej tak mawiają - i "wyciągnąć" z tej pracy ile się da. Nawet jeśli ewidentnie czujemy się wykorzystywani przez współpracowników, siedzimy po godzinach i pracujemy za dziesięciu, nie zapominajmy jak jednocześnie wzrasta nasza wartość rynkowa, którą na pewno wcześniej czy później ktoś doceni - a jeśli nie ktoś inny to przynajmniej my sami.