poniedziałek, 21 września 2015

Praca w budżetóywce - fakty i fikcje






Istnieje szereg niemalże mistycznych historii nt. państwowej pracy na stanowisku urzędnika. Wyśniona, niczym idealna, bez stresu, dostępna wyłącznie dzięki więzom krwi. Z dziada pradziada piastowane urzędnicze stołki, na emerytury nie chodzą, kolesiostwo stosują, jak nie golną z rana to nie pracują. 

Prawdą jest, że niestety wciąż niełatwo jest "dostać się" do "państwowej pracy" bez tzw. "znajomości" i to najlepiej takich w rodzinie. Rozbudowana biurokracja, która nie omija również procesu rekrutacji, skrzętnie eliminuje jakąkolwiek uczciwą konkurencję. Tylko będąc blisko "źródła", można osiągnąć w tym względzie względny sukces. W Internecie widnieją wyłącznie fikcyjne ogłoszenia o pracę, na realne posady, które już mają właścicieli.
 
Pomimo początkowych trudności z uzyskaniem pracy, potem już może być tylko gorzej. Jest to specyficzna, nietypowa, wymagająca niecodziennych umiejętności od kandydata. A przede wszystkim:

Preferowane zamiłowanie do lat 70' i to nie tylko pod kątem wizerunku, ale przede wszystkim dynamiki pracy. Dokształcanie się  i "poszerzanie horyzontów"nie jest nic warte - praca jest po to, aby każdy ją miał, w zasadzie nic sensownego nie musi, a nawet nie powinno z niej wypływać. Pracujemy w myśl zasady nie wyróżniaj się, która nie ma nic wspólnego z pracą w grupie - nie mylić z tzw. "team work" lub "team spirit", ponieważ "czepialstwo" dotyka nie tylko cywilnych interesantów, ale również samych współpracowników.

W związku z powyższym, jeżeli jesteś osobą ambitną, która ceni efekty swojej pracy, istnieje ryzyko, że Twoja odmienna postawa bardzo szybko doprowadzi cię do frustracji. Dzień za dniem, bez ambicji, tak doczekasz swych ostatnich dni.

Ci co sądzą, że przynajmniej zarobki w "budżetówce" są bardziej motywujące, zostaną rozczarowani. Zarobki są, ale wysokie tylko w stosunku do efektywności pracy. Nie zmienia to faktu, że pensje nie pozwalają na życie w dostatku i nie rekompensuje ich nawet fakt "13-stki" czy tzw. "wakacji pod gruszą".

Obecnie przyszłościowa, być może nawet pożądana, jedyna stała na rynku - ciągu pracy nawet śmierć nie rozłączy - już wkrótce (oby), może zostanie gruntownie zreformowana - póki co "Green Peace" zajadle walczy o pszczoły, nie dbając o lasy i tony papieru produkowane w imię urzędniczych procedur.

sobota, 12 września 2015

Nowy zawód - poszukiwacz pracy czylli sam nie mam pracy ale chętnie znajdę ją Tobie.







Zastanawiamy się jakie zawody mogą cieszyć się w przyszłości popularnością. W jakim zakresie się kształcić już teraz, aby za jakiś czas być rozchwytywanym na rynku pracy specjalistą?

W Internecie kwitnie nowy pomysł na biznes, a właściwie samozatrudnienie. Mianowicie, bezrobotni chętnie poszukają pracy dla ciebie za ciebie. W przeciwieństwie do istniejących na rynku agencji zatrudnienia - zmonopolizowanych na korzyść pracodawcy, tu możemy spodziewać się usług w zupełności zindywidualizowanych. "Agent" skupiony wyłącznie na tobie, przeprowadzi pełną analizę personalną, doradzi obszar zatrudnienia, zasugeruje zmiany oraz załatwi wszelkie formalności. Następnie napisze za ciebie CV, skontaktuje się z przyszłym pracodawcą, a nawet pójdzie za Ciebie na rozmowę rekrutacyjną, która nabiera nowego znaczenia – wymiany handlowej tudzież ubicia targu. Nie ma znaczenia czy jemu samemu z łatwością przychodzi odnalezienie się na rynku pracy, czy zna się "na rzeczy" i czy rzeczywiście jest w stanie świadczyć w tym zakresie profesjonalne usługi.

Usługa „pośrednictwa”  jest odpłatna za wykonanie zadania – rozliczenie godzinowe byłoby tu raczej nie na miejscu, ale kto wie? – ma swoje wady jak i zalety. 

Do zalet przede wszystkim należy zaliczyć możliwość przerzucenia raczej nieprzyjemnych obowiązków, zwłaszcza w tym nieprzyjemnym dla większości osób czasie – bezrobocia, i lub długotrwałego bezskutecznego poszukiwania pracy -  na "poszukiwacza". W przypadku osób, które mają zatrudnienie, lecz potrzebują pomocy w znalezieniu czegoś bardziej atrakcyjnego – lepiej płatnego, bardziej interesującego lub po prostu czegoś zupełnie nowego – celem jest odbarczenie ich od kolejnych obowiązków, po to aby swój cenny czas mogli spożytkować gdzie indziej.

Niestety w najmniej korzystnym położeniu znajduje się osoba  bezrobotna, która zmuszona do ostateczności wykorzystuje podobne wsparcie oddając swoje ostatnie środki na przetrwanie „pośrednikowi”. Pomimo desperacji, powinna ona zachować zdrowy rozsądek. Nigdy nie wiadomo jak bardzo uczciwie nasz "agent" ma zamiar wybrnąć z zadania. 

Mianowicie, istnieje "szansa" opłacenia przyszłego pracodawcy za pierwszy okres zatrudnienia danej osoby, niemniej niegwarantujący zainteresowanemu żadnej stałości zatrudnienia – innymi słowy pracodawca łupem podzieli się „fifty-fifty” z czego lwia część spłynie do „agenta” i „pracodawcy”, a pozostała część spłynie z powrotem do „zleceniodawcy”, który zatrudnienie owszem otrzyma, ale wyłącznie na czas obowiązujących w umowie warunków – następnie zostanie zwolniony, aby udostępnić miejsce kolejnemu „zleceniodawcy” .

Zagrożeniem jest także „spoczywanie na laurach”, podczas gdy poszukiwania pracy przejmie osoba w zupełności nieznająca się na rzeczy. Nietylko stracimy czas,  nie posuwając się do przodu, to dodatkowo nieodpowiedzialny „Agent”, poprzez swój brak kompetencji popsuje nam reputację na rynku, przedstawi  w bardzo złym lub nieadekwatnym do sytuacji świetle, a konsekwencje mogą ciągnąć się za nami długie lata, równie długo jak czas życia informacji wprowadzonych do Internetu. 




Nowa praca? Czemu nie? - dlaczego boimy się zmian






Kolejny rok w tej samej pracy z tymi samymi ludźmi, te same nudne obowiązki. 

A miało być tylko na chwilę, na rok, na przeczekanie na coś lepszego. Finalnie utknęliśmy w jednym miejscu po prostu za długo, ponieważ wcale super nam nie płacą, wcale się nie rozwijamy, a robota tak jak nie przynosiła jakiejś super satysfakcji tak w dalszym ciągu jej nie przynosi.

Pomimo że często nie jesteśmy zachwyceni z naszej pracy, wysokości wynagrodzenia, szefa, a nawet naszych współpracowników, to ciężko jest nam zaryzykować, postawić wszystko na jedną kartę i po prostu coś z tym zrobić. Kosztowałoby to nas wyjściem z „comfort zone”, dodatkową pracą, a nawet tymczasowym obniżeniem jakości życia.

Boimy się nie tylko ryzyka i związanego z nim pogorszenia sytuacji ekonomicznej, ale także konfrontacji z naszymi słabymi i silnymi stronami - Czy jesteśmy wystarczająco dobrzy aby rościć żądania? Czy aby krok w kierunku poprawy życia, nie stanie się naszym gwoździem do trumny. Przykrą prawdą, że tak naprawdę w żadnej innej firmie już nas nie chcą, a my już dawno „wypadliśmy z obiegu" - bo są młodsi, lepsi, bardziej otwarci, lepiej wykształceni.

Często trwając zbyt długo na jednym stanowisku przestajemy interesować się realiami rynku pracy. Poszukiwanie pracy nas nie dotyczy więc po co sprawdzać trendy, aktualne pytania rekruterów, czy modne wzory CV. Nasze ciche i nieśmiałe zainteresowania powoli odchodzą w zapomnienie, a marzenia stają się już tylko odległymi wspomnieniami. Wspierani przez równie niezadowoloną koleżankę/kolegę z pracy możemy spokojnie sobie narzekać i czekać na kolejny weekend. Po którym znowu będzie kolejny poniedziałek.

Czy cena za takie „bezpieczeństwo” nie jest jednak trochę za wysoka? Czy udręka myśli i poczucie wypalenia muszą towarzyszyć nam już przez cały czas?

Pomimo pewnych naturalnych obaw, zmiany niosą ze sobą korzyści - bezapelacyjnie. Jest to szansa na poprawę samopoczucia, zadowolenia z siebie, spełnienia i samorealizacji. Jest to bezpieczeństwo i satysfakcja w dłuższej perspektywie czasu, bo nawet jeśli na początku było ciężko, to zastrzyk pozytywnej energii i i wysokiej samooceny starczy nam na długie lata.O ile uda nam się przeciwstawić typowym dla człowieka buncie przeciwko jakimkolwiek nowościom, zaryzykujemy stawiając na szali nawet naszą pozycję społeczną, to niestety istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo sukcesu. 



,

czwartek, 10 września 2015

Płaca minimalna, ale niewystarczająca







 
W kraju gdzie im człowiek biedniejszy tym płaci wyższe podatki – w czasach „Wielkiego Głodu” to była metoda wykańczania Polaków – pojawia się pewna polemika, lecz dotyczy ona głównie kwestii likwidacji pojęcia płaca minimalna - która spowalnia gospodarkę i powstrzymuje przedsiębiorców przed tworzeniem nowych miejsc pracy – niż naprawy i udoskonalenia przepisów, chroniących godność człowieka.

O ile dla dużych firm o zasięgu międzynarodowym nie jest problemem zatrudnianie na umowę o pracę a przejrzystość sprawozdań finansowych jest priorytetowa, to już w przypadku niewielkich, raczkujących przedsiębiorstw, rozpatrywanie zatrudnienia w szerszych kontekście takim jak wpływ nowego pracownika na zysk firmy, jest konsekwentnie ignorowane.

Płaca minimalna to nie tylko marne zabezpieczenie pracowników przed wyzyskiem, ale także mierna forma gromadzenia środków na przeżycie w przyszłości w postaci emerytury -  a w zasadzie dodatkowe wsparcie dla budżetu Państwa. Pomniejszym celem wynagrodzenia minimalnego jest redukowanie rozwarstwienia społecznego  - Polaka albo stać na przeżycie, albo nie - oraz redukcja ubóstwa w krajach rozwijających się – lecz jak nazwać wynagrodzenie w wysokości 1750 brutto, jak nie skrajną biedą?

Według niektórych raportów płaca minimalna motywuje pracowników  - do wyjazdu za granicę – zmniejsza rotację oraz poprawia wydajność pracy. Wyższe, lecz wciąż głodowe zarobki podobno zwiększają konsumpcję i przyczyniają się do wzrostu gospodarczego. 

Wciąż najważniejszym argumentem przejawiającym za płacą minimalną jest wzrost podatków – w przypadku obecnej stawki minimalnej 1750 PLN brutto, z której pracownik otrzymuje 1286, 17 PLN do ręki, pełne koszty wynagrodzenia pracownika wynoszą 2112 PLN - co stanowi 65% minimalnego wynagrodzenia, które ostatecznie otrzymuje pracownik. Horrendalne kwoty podatków – aż dziw bierze że Polska jak dotąd nie jest jeszcze potęgą ekonomiczną, gospodarczą i infrastrukturalną - sprawiają że Polak niechętnie podchodzi do kwestii nabywania dóbr i usług – bo go nie stać – a na Rząd patrzy raczej sceptycznie. Do tego dochodzi kwestia mentalności rodaków – pomimo że Polacy wciąż w miarę ze sobą solidarni, to jednak to oszczędni  pracodawcy, którym ciężko dostrzec korzyści z zatrudniania j. dodatkowy zysk, rozszerzanie działalności i więcej obsłużonych i zadowolonych klientów.